13 października ’18


„Spacerownik Urszulanki” kiedyś napiszę. Albo „… Urszuli i Anki” na cześć wszystkich Pań i Panów, którzy, czy to będąc w pracy czy po, pakowali mnie w wózek i zabierali na bliskie lub dalekie podróże.
Nie będę zdradzała teraz szczegółów tego pamiętnika albo jak kto woli przewodnika ale pierwszy rozdział na pewno rozpocznę od opisu ścieżek w mojej najbliższej okolicy. Te spacery, zwłaszcza w ciepłe dni, sprawiają mi wiele radości.
Mając ponad dwie godziny wolnego czasu i butelkę pysznego swojskiego kompotu wybrałam się na podbój „własnego podwórka”. Przeszłam przez napikowany żołędziami dywan złotych liści. Park Grabiszyński jest piękny o tej porze roku. Na jego skraju płynie rzeka Ślęza. Czy na jej jednym końcu jest góra Ślęża? Dwie godziny to za mało by iść wzdłuż brzegu i sprawdzić gdzie bierze swój początek, gdzie bije jej źródło. Ale zaledwie trzy kilometry marszu wzdłuż brzegu rzeki wystarczyły by zobaczyć aż cztery rzeczne przeprawy: mosty Oporowski, Racławicki i Kleciński oraz jaz przy Grabiszynku. Według mnie w mostach kryje się jakaś dobra siła. Są symbolem przekraczania granic, czegoś co jest trudne lub wręcz niemożliwe do wykonania. Mogę po nich przejechać. Patrzeć z góry na rzekę. Przejść na drugą, do tej pory nieosiągalną, stronę.
Tego dnia przeszłam 9 kilometrów, przez dwa parki i cztery mosty. Sporo jeśli wezmę pod uwagę tylko najbliższą okolicę.
Po drugiej stronie „własnego podwórka” jest nasyp kolejowy. Może następnym razem opiszę spacer wzdłuż torów i odkryję przed Wami nowe tajemnice. Zatem do zobaczenia na kolejowym trakcie 🙂.

Możesz również polubić