17 grudnia ’11

Przez cały rok 2011 jeździłam na rehabilitację do Fundacji „Krzyś”. Obojętnie, czy padał deszcz, czy śnieg, czy było gorąco lub czy mróz ściskał, wstawałam wcześnie, a właściwie na śpiąco się ubierałam i jak zawsze biegłam by się nie spóźnić. A tam wcale nie było weselej. Nie wiem jak Wy ale ja uważam, że jedzenie przez usta to straszna mitręga, gastrostomia to przyszłość: parę minut i cały posiłek, obojętnie czy smaczny, czy nie, jest w brzuszku. A oni tam szpatułka, a na tym patyku deserek, a potem jabłko w gaziku i ucisk, jeden, drugi i do buzi. W odpowiedzi na to ja się uśmiecham, dwa ruchy językiem i wszystko ląduje na moim śliniaku. Jakby nie wiedzieli co buzią się robi. Oczywiście, że buzią się pluje! Albo układają mnie na materacu i obracają, podnoszą ręce, nogi, głowę. Istny teatr z marionetką w roli głównej. Wspaniale, nie?! Za to dzisiaj było inaczej. „Krzyś” postanowił wynagrodzić mi te „męki”. Zaprosił mnie na mikołajkowe spotkanie. No nieźle wypadło. Był objazdowy teatr, który zainteresował swoim przedstawieniem wszystkich, występ tancerzy na wózkach oraz grupa flamenco, zespół prawie rockowy i chór „Wrocławskich Zakładów Naukowych”. Kropką nad i było oczywiście obdarowanie dzieci mikołajkowymi prezentami. No i jak tu nie lubić „Krzysia” pomimo tylu „cierpień”? Nie wiem co tam sobie myślą o mnie i o moich terapeutycznych postępach lekarze i rehabilitanci, ale za prezenty to nawet ja mogę poćwiczyć.
Mam tu kilka zdjęć z mikołajkowej imprezy u „Krzysia”. Zapraszam do ich obejrzenia, a wszystkim, którzy przyłożyli swoje łapki do organizacji mikołajków, serdecznie dziękuję.

 

Możesz również polubić