7 czerwca ’15

„Zastaw się, a postaw się” brzmi pochodzące z przełomu XVII i XVIII w. sarmackie przysłowie. O znaczeniu tego powiedzenia oraz o jego niesłabnącej randze świadczą telewizyjne reklamy firm pożyczkowych. Wyświetlane wielokrotnie, kuszą telewizyjnych sarmatów by pożyczali fundusze na wystawne święta, na przyjęcia komunijne, itd. Jednak dla mnie przysłowie to nabrało zupełnie nowego znaczenia.
Od października ubiegłego roku chorowałam. Ponieważ, mam w zwyczaju nie mówić czego potrzebuję i – co najważniejsze, nie mówić co mi dolega, co mnie boli, lekarze diagnozowali różne przyczyny mojej choroby. Rodzice upierali się, że jest to prawdopodobnie wina zastawki, tej o której Wam niedawno pisałam, ale jednoznacznych objawów nie było. Nie będę i nie chcę opowiadać jak było w szpitalach. O wadach szybko zapomnę a o wspaniałych ludziach będę pamiętać. A co się najeździłam karetkami na sygnałach dźwiękowo – wzrokowych, co wchłonęłam promieni X, co do żył przyjęłam płynów,  a co się nowych blizn na głowie i na brzuchu nabawiłam – to moje (proszę nie patrz na to zdjęcie).
Jedno jest pewne – gdy zastawka szwankuje – odpadam. Nie ma mnie. Gdy działa – jestem. Takie pstryk dla człowieka. I tych pstryknięć było – oj było trochę. „Zastaw się, a postaw się” a jak nie – to pstryk i mnie nie ma.

Możesz również polubić

  1. Hanka - moja koleżanka z Poznania

    Ulcia, jesteś baaaardzo dzielna! a do tego wymyśliłaś świetną interpretacje powiedzenia , które mnie kojarzy się ze słodkobrzmiącym włoskim…tiramisu (postaw się, podnieś się)…
    i…od razu świat lepszy :)a tym bardziej Świat Uli…:)

    mocno Cię przytulam,
    Hania